
|
Dane personalne belgijskiego gitarzysty Dirka Serriesa i angielskiego altowiolinisty Benedicta Taylora zosta?y na tych ?amach odmienione przez wszystkie przypadki. Stali Czytelnicy znaj? ka?d? z nagranych przez nich p?yt w duecie, a pewnie tak?e tych nagranych w wi?kszych sk?adach, takich, jak cho?by Tonus. Ale p?yty nagranej w trio z holenderskim drummerem Friso Van Wijckiem nie znaj?. My do niedawna te?! Zatem czym pr?dzej do niej zajrzyjmy! A jest czego s?ucha?, grubo ponad godzina zegarowa zapisu koncertu z Rotterdamu.
Pocz?tek koncertu sprawia wra?enie, jakby muzycy zastygli w bezruchu. Strunowe mikro zgrzyty, kameralne westchnienia i oko?operkusyjne pó?d?wi?ki. Wolna, niemal majestatyczna narracja potrzebuje czasu, by zacz?? okazjonalnie p?cznie? i budzi? u?pione porcje ekspresji. Gdy tak si? dzieje, oba strunowce wchodz? w imitacje, a leniwe perkusjonalia zdobi? ?cieg ich podro?y mikroelementami. Narracja ko?ysze si? na wietrze, z jednej strony szumi cisz?, a drugiej ?piewa subtelnymi frazami gitary i altówki. Ka?dy z muzyków kreuje tu d?wi?ki preparowane, ka?dy z rozwag? stawia kolejny krok, preferuj?c na ogó? minimalistyczn? zadum?. Sporo dzieje si? na perkusyjnym werblu, ale drummer w tej fazie koncertu definitywnie woli pozostawa? w cieniu kolegów. Pierwszy zdecydowany peak emocji muzycy serwuj? nam po up?ywie kwadransa. Szczególnie du?o dzieje si? wówczas po stronie perkusjonalii. W dalszej cz??ci seta narracja raz za razem ?yka porcj? energii, po czym opada na dno i tapla si? w ciszy. Dba?o?? o detale brzmieniowe i sk?onno?? do powstrzymywania si? od nadmiaru akcji rodzi tu wszak?e niebywale pi?kne sytuacje foniczne. Tak dzieje si? cho?by w okolicach 25 minuty. Kilka minut pó?niej narracja przyjmuje form? dronow?, by na trzy minuty przed ko?cem seta zgasn?? do poziomu ciszy absolutnej. Jeszcze tylko kilka nerwowych ruchów perkusjonalii, tudzie? szumi?cych oddechów strun i set pierwszy mo?emy uzna? na zako?czony. Start drugiej opowie?ci obwieszcza basowym stemplem perkusista. Gitara i altówka przez moment sprawiaj? wra?enie, jakby ich struny wzajemnie si? zapl?ta?y. Równomiernie bije za? zegar perkusjonalii i zdaje si? wyznacza? tor dalszej improwizacji. Ma?e melodie altówki, skromne narracje gitary – tak, minimalizm jest tu definitywnie królem polowania. Perkusjonalia syc? opowie?? drobnymi preparacjami i rezonansem wystudzonych talerzy. Nagle pojawia si? d?wi?k harmonijki, ale nie wiemy, kto jest sprawc? zdarzenia. Narracja klei si? teraz z prawdziwych drobiazgów. Dopiero po 10 minucie muzycy zaczynaj? sprawia? wra?enie ?ywych artystów, którzy pragn? budowa? bardziej zdecydowane frazy. Ale cisza wci?? stoi tu? za ich plecami. Przez d?u?sz? chwil? improwizacja zdaje si? by? urokliwie rozko?ysana, wa??sa si? po scenie i czerpie rado?? z kreatywnego lenistwa. Incydentalnie muzycy nasycaj? opowie?? drobnymi p?atami ekspresji. Tu? przed up?ywem 20 minuty proponuj? nam kolejn?, jak?e zmys?ow? faz? szumów i szelestów, po 22 minucie skrzypi? i trzeszcz? w posadach. Pocz?tek dwudziestej pi?tej minuty obwieszcza g?o?ny, teatralny gong. Muzycy ton? teraz w dramaturgicznym suspensie, znów szumi?, j?cz? i wzdychaj?. Fina? koncertu zaczyna realizowa? si? po up?ywie trzydziestej minucie. Wydaje si? by? wyj?tkowo mroczny i tajemniczy. Efekt ca?o?ci dope?nia plejada rezonuj?cych talerzy. (Trybuna Muzyki Spontanicznej) |